Elżbieta "Łokietkówna" Piastówna (urodzona w 1305 roku, zmarła w Starej Budzie, 29 grudnia 1380 roku) herb
Córka Władysława I "Łokietka" Piasta, króla Polski i Jadwigi Piastówny, córki Bolesława "Pobożnego" Piasta, księcia wielkopolskiego.
Regentki Królestwa Polskiego od 5 listopada 1370 roku do 29 grudnia 1380 roku. Regentka Węgier od 1347 roku do 1348 roku i w 1350 roku. Mimo iż nie została koronowana na królową, używała tytułu: Dei Gratia Regine Senioris Polonie (starsza Królowa Polski).
6 lipca 1320 roku w Budzie została żoną Karola I Roberta Robertyng-Capet-Anjou (urodzony w 1288 roku, zmarł w Wyszehradzie, 16 lipca 1342 roku) króla Węgier.
Siostra Kazimierza "Wielkiego" była z całą pewnością najwybitniejszą kobietą, jaka kiedykolwiek rządziła państwem polskim - choć tylko jako regentka. Inteligencją dorównywała bratu, przewyższała go chyba talentem, a już na pewno śmiałością myśli i odwagą osobistą (co skądinąd zazwyczaj idzie w parze). Także poczuciem odpowiedzialności i konsekwencją w działaniu; nawet u schyłku życia - a zmarła w wieku bardzo podeszłym - nie zdarzały się jej chwile słabości i zaćmienia umysłu.
Była czwartym dzieckiem i drugą z kolei córką Władysława Łokietka i Jadwigi, córki księcia wielkopolskiego Bolesława "Pobożnego" i księżniczki węgierskiej Jolenty Heleny. Przyszła na świat w 1305 roku, kiedy - po śmierci króla Wacława II - przed ojcem, tytułującym się wówczas "dziedzicem Królestwa Polskiego", otwarła się realna szansa objęcia owego "dziedzictwa". Wychowano ją w Polsce, prawdopodobnie w sądeckim klasztorze klarysek, co wskazuje, że pieczę nad edukacją księżniczki sprawowała Jadwiga, przez całe dorosłe życie wierna wzorcowi pobożności propagowanemu przez zakony reguły franciszkańskiej. Sentyment do nich, wyrażony później w licznych fundacjach w Polsce i na Węgrzech, na zawsze zachowała też Elżbieta.
Za mąż wyszła, mając lat piętnaście, co uważano wówczas za wiek jak najbardziej po temu odpowiedni. 6 lipca 1320 roku poślubiła króla Węgier, Karola Roberta. Małżeństwo córki było drugim wielkim sukcesem dyplomatycznym Łokietka tego roku. Sześć miesięcy wcześniej koronował się w Krakowie, teraz zostawał teściem wiernego - ijedynego w najbliższym sąsiedztwie - sojusznika.
Trzydziestodwuletni Karol Robert zdążył owdowieć już dwukrotnie; pierwsza jego żona, księżniczka bytomska Maria, zmarła w roku 1315 roku, druga - Beatrycze Luksemburska - w 1319 roku. Żadna nie dała mu potomka.
Małżeństwo z Elżbietą ułożyło się nieporównanie pomyślniej w ciągu dwunastu lat Karol doczekał się pięciu synów, z których trzech dożyło wieku męskiego. Królowa wychowywała ich starannie i z niezwykłym jak na tę epokę zaangażowaniem uczuciowym, oni zaś, co również było wówczas niecodzienne, odpłacali jej serdeczną miłością i darzyli pełnym podziwu szacunkiem. Co więcej, królewska para była chyba do siebie szczerze przywiązana. Elżbieta w każdym razie dowiodła tego ponad wszelką wątpliwość: w 1330 roku własnym ciałem osłoniła męża przed mieczem zamachowca, Felicjana Zacha. Próbę królobójstwa na dworze wyszehradzkim tradycja polska wiązała (mylnie zresztą) z miłosnymi podbojami bawiącego wówczas na Węgrzech młodego szwagra Karola Roberta, Kazimierza, który miał jakoby uwieść córkę Felicjana, Klarę. Elżbieta zapłaciła za to stratą czterech palców prawej ręki, ale dowód odwagi i uczucia do męża przyniósł jej sławę, uznanie i jeszcze większy wpływ na króla. Podstarzały monarcha mógł się słusznie uważać za wybrańca losu, toteż wpływ żony na politykę Węgier nie spędzał mu snu z powiek.
Ambicje polityczne Elżbieta rzeczywiście miała niebagatelne. Realizowała je systematycznie i mądrze, co przychodziło jej tym łatwiej, że węgierski system ustrojowy gwarantował żonie władcy znaczną samodzielność, stwarzając legalne podstawy rzeczywistego współudziału w rządach. Wyrażało się to zarówno w symbolice państwowej (Elżbietę ukoronowano tą samą koroną świętego Szczepana co Karola Roberta), jak i konkretnych rozwiązaniach prawnych i protokolarnych. Królowa była niezależna finansowo od męża, bez ograniczeń dysponowała dochodami z wydzielonych jej, znacznych dóbr ziemskich. Utrzymywała też własny dwór i kancelarię, co dawało jej potencjalnie bardzo rozległe możliwości. A umiała je wykorzystać, siły woli bowiem i talentu córce "króla krakowskiego" nie brakło.
Wyszehradzki dwór Elżbiety szybko stał się znaczącym ośrodkiem politycznym. Władczyni chętnie otaczała się rodakami, których popierała, wynosiła na wysokie stanowiska państwowe, żeniła i wydawała za mąż, umiejętnie wprzęgając w rydwan polityki węgierskiej. Bo interesów nowej ojczyzny broniła konsekwentnie, co zresztą część historyków polskich majej, nie wiedzieć czemu, za złe. Dziwne to, bowiem była przecież królową Węgier i matką nowej generacji Andegawenów, a nie przebraną w koronę świętego Szczepana tajną agentką dworu krakowskiego.
Poza tym, węgierska racja stanu i andegaweńskie ambicje polityczne wcale nie musiały się kłócić z raison d'ilal Krakowa. Przeciwnie, przez dłuższy czas były niemal zbieżne, a co więcej, korzyści z tego stanu rzeczy ciągnął Łokietek, a później jego syn. Sojusz z Karolem Robertem był kamieniem węgielnym zaskakującej kariery "dziedzica Królestwa Polskiego" w latach 1306-1320 i w gruncie rzeczy - jedyną deską ratunku dla zrujnowanego do szczętu przez niego państwa w krytycznych, pierwszych miesiącach panowania jego następcy.
Kazimierz wykorzystałją po mistrzowsku. Życzliwość i poparcie Karola Roberta pozwoliły mu zneutralizować zagrażającą samej egzystencji państwa polskiego koalicję luksembursko-krzyżacko-brandenburską, a w 1338 roku na zjeździe w Wyszehradzie, szafi.tiąc iluzoryczną w gruncie rzeczy wizją ewentualnej sukcesji andegaweńskiej w Polsce, Kazimierz uzyskał korzyści aż nadto wymierne. Przede wszystkim trwały sojusz z Węgrami i ich wydatną pomoc w opanowaniu Rusi Czerwonej - jedynego wówczas możliwego do pomyślenia obszaru ekspansji politycznej, gospodarczej i terytorialnej państwa polskiego.
Karol Robert mógł sobie na to pozwolić, bo to on rozgrywał tę partię. Za jego panowania rozpoczął się okres niebywałego rozkwitu Węgier i wzrostu ich mocarstwowych aspiracji. W planach Andegawenów Polska czy Ruś odgrywały rolę ważną, ale zdecydowanie drugorzędną. Układ z Kazimierzem był dla nich jednym z elementów skomplikowanej gry politycznej o wymiarze ogólnoeuropejskim - wzmacniał prestiż młodej dynastii węgierski~j. Ruś i udzielone Kazimierzowi poparcie były w bilansie strat i zysków ceną dość umiarkowaną, a ściślej rzecz biorąc, nie tyle ceną, co raczej długofalową inwestycją, w perspektywie bardzo dla Węgier opłacalnąˇ
Trudno powiedzieć, jaką rolę odegrała w tym wszystkim Elżbieta. Niewykluczone, że wyjątkowo dla Kazimierza korzystne warunki porozumienia z Andegawenami były, po części przynajmniej, czynną jej zasługą. Bo "bierną" z całą pewnością tak - jako mąż siostry Kazimierza Wielkiego, Karol Robert nabywał dziedziczne w linii męskiej prawa sukcesyjne do tronu polskiego, co zresztą poważnie przyczyniło się do wzrostu znaczenia królowej w ostatnich latach jego panowania.
Śmierć Karola Roberta umocniła tylko pozycję i wpływy Elżbiety. Szesnastoletni - formalnie więc zdolny do rządów samodzielnych - następca tronu węgierskiego, Ludwik, miał bezgraniczne zaufanie do matki i chętnie powierzył jej rolę głównego swego doradcy, ona zaś służyła mu całym swoim talentem i doświadczeniem nabytym przez dwadzieścia dwa lata królowania. Myślę nawet, że było to coś więcej niż tylko harmonijna współpraca - w gruncie rzeczy można mówić o współrządach i naprawdę niełatwo orzec, która ze stron tego układu była jego mózgiem. Przez pierwszych kilka lat po śmierci Karola Roberta ster węgierskiej nawy państwowej z całą pewnością dzierżyła królowa wdowa. Później do głosu coraz częściej dochodził syn, ale Elżbieta zawsze miała wpływ najego postępowanie, nie mówiąc o tym, że w bardzo wielu sprawach działała na własną rękę. Żadna ważna decyzja polityczna nie zapadała bez jej udziału i wiedzy. Zwłaszcza w kwestiach dotyczących Polski - tym frontem polityki węgierskiej bowiem Elżbieta przez cały czas rządziła niepodzielnie. Miała zresztą wszelkie po temu podstawy.
A z czasem sprawa polska zaczęła dla Andegawenów nabierać coraz większego znaczenia. Przyczyn było kilka. Iluzoryczna jeszcze w 1338 roku szansa, że Kazimierz Wielki nie zostawi po sobie męskiego potomka, zaczęła powoli nabierać realnych kształtów. Z żadnego z czterech małżeństw Kazimierz nie doczekał się syna. Miał ich wprawdzie wielu z nieprawego łoża, ale tacy koron nie dziedziczą.
Kwestią andegaweńskiej sukcesji tronu krakowskiego trzeba więc było zająć się na poważnie, tym bardziej że korona polska stawała się dla Andegawenów nabytkiem coraz cenniejszym. Przesądziły o tym zarówno rozkwit państwa polskiego, jak i nie bardzo w sumie imponujące efekty "wielkiej" polityki Andegawenów w Europie Środkowej i na Bałkanach. Związana z tym stopniowa reorientacja polityki zagranicznej dworu węgierskiego była w niemałej mierze rezultatem zabiegów Elżbiety. Ona też wzięła w swe ręce całość spraw związanych z interesami dynastii w Polsce.
Wolta polityczna, jakiej u schyłku swego życia dokonał Kazimierz Wielki - mam tu na myśli podjęte przez monarchę próby obejścia układu budzińskiego i zagwarantowania praw dziedzicznych wnukowi, Kazimierzowi słupskiemu - musiały wywołać zrozumiały niepokój Węgier. Sposób, a przede wszystkim błyskawiczne tempo, w jakim odbyło się przejęcie władzy w Polsce przez nową dynastię, wskazuje, że dwór budziński był doskonale na tę ewentualność przygotowany. Wolno w tym widzieć rękę Elżbiety zawsze doskonale zorientowanej w sytuacji, utrzymującej stały kontakt z polskim stronnictwem proandegaweńskim i bacznie obserwującej rozwój wydarzeń.
Kazimierz "Wielki" zmarł 5 listopada 1370 roku, a uroczysta koronacja Ludwika odbyła się już 17 listopada - w niecałe dwa tygodnie po zgonie wuja - co uniemożliwiło jakąkolwiek skuteczną akcję opozycji możnych wielkopolskich, którzy nie mieli po prostu czasu podnieść głowy. Wkrótce potem Ludwik wrócił na Węgry. W Polsce w ogóle bywał rzadko - z konieczności tylko _ i niechętnie. Na dłużej pojawił się tu jedynie w 1373 roku i ponownie w 1377 roku, by stanąć na czele wyprawy odwetowej przeciwko Litwie. Rzekomo nie służył mu klimat. Rządy w kraju powierzył matce.
Elżbieta potraktowała tę funkcję wyjątkowo poważnie. Nie uważała się chyba nawet tylko za regentkę, wiele wskazuje, że myślała o sobie raczej jako o suwerennej władczyni, równorzędnej z synem, z którym - jak już powiedziałem - współrządziła faktycznie. Przyjęła tytuł "królowej Polski" (mimo że nigdy koronowana nie była) - na jej pieczęci widnieje napis: S.[igillum] Elisabeth Dei Gratia Regine Senioris Polonie (pieczęć Elżbiety, z Bożej łaski starszej Królowej Polski). Królowej, w dodatku z "Bożej łaski", czyli "przyrodzonej" władczyni państwa. O dziwo, nie wzbudziło to żadnych protestów. Być może dlatego, że była rodzoną siostrą poprzedniego monarchy. Nie wydaje się to jednak w pełni przekonywające, Kazimierz miał przecież córkę, a tej nikt jakoś za "panią przyrodzoną Królestwa" nie uważał.
Podobnego mniemania był najwyraźniej również "właściwy" król, czyli Ludwik, bo nie sposób przypuścić, by Elżbieta uzurpowała sobie ten tytuł bez jego wiedzy i przyzwolenia. Nie tylko tytuł zresztą, ale i wyjątkowo szeroki zakres kompetencji. Utrzymywała własny dwór i kancelarię, której dygnitarzy nazywała "naszymi" - to znaczy jej, a nie syna - w dodatku najważniejsze decyzje w sprawach polityki wewnętrznej podejmowała samodzielnie.
A musiała ich podejmować wiele. Wprowadzenie na tron Ludwika poszło wprawdzie nad podziw gładko, ale problemów i tak pozostało co niemiara. Wciąż niespokojna była wroga Andegawenom Wielkopolska, pogrążona w stanie feudalnej anarchii i bezhołowia. Z kolei ci, którzy rządy andegaweńskie poparli, oczekiwali czegoś w zamian. Króla Ludwika, choć półkrwi Piasta, uważano w Polsce za władcę obcego. Żeby zjednać mu w kraju poparcie bardziej stabilne, trzeba było czymś za nie zapłacić. Stąd szereg ustępstw i gestów dobrej woli Elżbiety wobec szlachty - zaniechanie pobierania znienawidzonego podatku zwanego poradlnym i zakrojona na szeroką skalę akcja restytucji skonfiskowanych przez Kazimierza Wielkiego dóbr prywatnych oraz wyjątkowo przychylna polityka dworu wobec miast, kupców i handlu.
Energiczne zabiegi regentki przyniosły znaczne sukcesy - do roku 1372 Elżbiecie udało się znacznie załagodzić sytuację w niepokornej Wielkopolsce. Ledwie jednak się z tym uporała, wybuchł kolejny kryzys wewnętrzny. Kością niezgody, która doprowadziła do ostrego rozłamu w łonie samego stronnictwa proandegaweńskiego, stała się ponownie kwestia sukcesji tronu. Ironia losu sprawiła, że Ludwik, który zasiadł na nim dzięki temu, że jego wuj nie zdołał w legalnym związku spłodzić męskiego potomka, padł ofiarą tej samej dolegliwości. Żona rodziła mu same córki, a w Polsce Andegaweni mieli prawo sukcesji wyłącznie w linii męskiej.
Problem ten trzeba więc było załatwić jak najszybciej, nie czekając, aż zaczną się prawdziwe kłopoty, tym bardziej że król nie cieszył się najtęższym zdrowiem. Dobiegająca siedemdziesiątki królowa matka stanęła przed najpoważniejszym chyba zadaniem swego życia. Rządy kobiece obce były polskim tradycjom politycznym - regencja Elżbiety to w pewnym sensie precedens - nie ulegało zatem żadnej wątpliwości, że za ewentualną zgodę na dziedziczenie tronu po kądzieli przyjdzie sporo zapłacić. Pytanie tylko - komu i ile. A czas naglił. Elżbieta przygotowała się do tej batalii bardzo starannie, a rozegrała ją w brawurowym, iście napoleońskim stylu. Jesienią 1372 roku wyjechała na Węgry, by razem z synem dopracować szczegóły strategii działania. Do Polski wróciła wczesną wiosną roku następnego i zaczęła energicznie wcielać ów plan w życie.
W odniesieniu do duchowieństwa i rycerstwa, czyli posiadaczy dóbr ziemskich, strategia była elementarnie wręcz prosta, ale zadziwiająco skuteczna. Dwór zaczął z powrotem egzekwować poradlne. Miał po temu wszelkie prawo, jako że był to podatek wprowadzony jeszcze przez Kazimierza "Wielkiego", a zatem "dawny", czyli - w myśl pojęć ówczesnych - "sprawiedliwy". Przez co wcale nie mniej bolesny.
Przywrócenie poradlnego było posunięciem czysto taktycznym, rychło okazało się bowiem, że dwór gotów jest do daleko idących ustępstw, pod warunkiem zgody na sukcesję tronu polskiego w linii żeńskiej. Pierwsza runda rokowań w tej sprawie - wczesną jesienią 1373 roku w nadgranicznych Koszycach - nie przyniosła spodziewanych rezultatów. Poradlne (a także zręczna dyplomacja Elżbiety, poparta, gdzie trzeba, odrobiną siły) robiło jednak swoje. Na kolejnym zjeździe, zwołanym do tychże Koszyc w rok później, nastroje panowały już zgoła odmienne. Propozycję króla przyjęły wszystkie miasta i przedstawiciele stanu rycerskiego. Pakt zawarty w Koszycach przyznawał Ludwikowi prawo desygnowania na tron polski jednej z córek (nie precyzowano której, ale chodziło zapewne o najstarszą, zmarłą w kilka lat później Katarzynę), w zamian za co monarcha redukował rycerstwu poradlne do 2 groszy z łan a i zobowiązywał się w imieniu swoim i swoich następców nie nakładać żadnych nowych podatków bezpośrednich bez zgody samych zainteresowanych. Z miastami dogadano się odrębnie - z każdym z osobna - bez większych problemów i kosztów. Niedługo potem ugięło się i duchowieństwo.
"Starsza królowa Polski" miała więc słuszny powód do dumy, bo nie ulega wątpliwości, że to było jej dzieło. Porównywalny sukces odniosła tylko raz - trzydzieści z górą lat wcześniej w Rzymie kiedy udało jej się skłonić papieża do przyznania tronu neapolitańskiego jej młodszemu synowi, Andrzejowi. Tamta sprawa skończyła się jednak tragicznie. Teraz mogła mówić o pełnym triumfie. W poczuciu dobrze spełnionego obowiązku latem 1375 roku kończąca siedemdziesiąty rok życia Elżbieta złożyła na ręce syna regencję polską, by zamienić ją na wielkorządztwo Dalmacji. Nie na długo jednak, niepewna sytuacja w Polsce zmuszałająjeszcze kilkakrotnie do powrotu do kraju. Zawsze w roli pełnoprawnej regentki. Ostatni raz zjechała do Krakowa jesienią 1379 roku, bezpośrednio po przyjęciu hołdu złożonego przez stany polskie młodszej córce Ludwika, Marii. Stolicę opuściła na zawsze tuż przed Bożym Narodzeniem. Polityką i sprawami polskimi zajmowała się niemal do ostatnich chwil życia - jeszcze w listopadzie 1380 roku podejmowała decyzje w kwestii małopolskich szlaków handlowych.
Zmarła 29 grudnia w Starej Budzie i tam - zgodnie zjej ostatnią wolą - została pochowana. Dożyła sędziwego wieku siedemdziesięciu pięciu lat, co kobietom nieczęsto się podówczas zdarzało, do końca zachowując przy tym niespożytą energię i jasność naprawdę wybitnego umysłu. Zakrawało to niemal na cud i zapewne dlatego było przypisywane czarom - magicznemu napojowi (aqua reginae Hungariae), który podtrzymywał witalność i geniusz królowej. Jego recepturę podał siedemnastowieczny medyk włoski, Jan Praevotius, jest więc w miarę powszechnie dostępna.
Przyjęło się mówić o rządach Ludwika Węgierskiego w Polsce - to jednak wyłącznie pewna konwencja. W Polsce rządziła jego matka, nie tylko faktycznie, ale - co starałem się wyraźnie zasugerować - także i de nomine. Co więcej, była tego kraju jednym z najbardziej utalentowanych władców, tak samo jak jej brat. I jedyną, poza królową Boną, mającą coś w Polsce do powiedzenia kobietą politykiem najwyższej europejskiej klasy. W historiografii polskiej opinię Elżbiety splugawił już jej współczesny - nędzny intrygant polityczny, a zarazem znakomitego pióra kronikarz, Janko z Czarnkowa, do cna zresztą przez królową regentkę upokorzony. Splugawił, niestety dość skutecznie, bo i później podnoszono przeciwko niej zarzuty, że interes dynastyczny Andegawenów przenosiła ponad rację stanu Polski i realizowała go jej kosztem, a kraj wydała na łup złodziejstwa i anarchii. Przeczą temu i fakty, i wszystkie niemal inne, mniej zapiekłą zawiścią podszyte źródła.
Ze związku z Karolem Robertem miała:
Karol Andegaweński (urodzony w 1321 lub w 1323 roku, zmarł przed 5 czerwca 1323 roku),
Władysław Andegaweński (urodzony 1 października 1324 roku, zmarł 24 lutego 1329 roku),
Ludwik Węgierski (urodzony 5 marca 1326 roku, zmarł 10 września 1382 roku), król Węgier i Chorwacji, króla Polski, po nim potomstwo,
Andrzej Andegaweński (urodzony 30 listopada 1327 roku, zmarł z 18 na 19 września 1345 roku), książę-małżonek Neapolu, po nim potomstwo,
Stefan Andegaweński (urodzony 20 sierpnia 1332 roku, zmarł 9 sierpnia 1354 roku), książę Slawonii, Dalmacji i Chorwacji, pan Spisza i Szarysza, po nim potomstwo,
Katarzyna (urodzona w 1321 roku lub najpóźniej na początku 1322 roku, zmarł po 1338 roku), żona Henryka II (urodzony między 1316 a 1324 rokiem, zmarł między 14 sierpnia 1343 a 28 czerwca 1345 rokiem), księcia świdnickiego,
Elżbieta (urodzona w okresie 1328-1331, zmarła po 19 sierpniu 1367 roku), żona: Bolesława (Bolka) II (urodzony pomiędzy 1326 a 1335 rokiem, zmarł w 1367 lub w 1368 roku), księcia niemodlińskiego.
Żródła:
"Małżeństwa królewskie - Piastowie" - Jerzy Besala.
Elżbieta Łokietkówna "Kobiety w polityce"
"Genealogia Andegawenów węgierskich" - Stanisław A. Sroka, Towarzystwo Naukowe Societas Vistulana; Kraków 2015
26-06-2023
20-12-2020